za tym kawałkiem rafy ściana w dół i blueeee hoooole
Generalnie dzień był boski. W końcu poczuliśmy klimat Karaibów: wysepki ze smukłymi palmami, atole, wszędzie rafy dookoła... W końcu też na dobre wyszło słońce i się trochę zjaraliśmy na łódce:) Wszystko zaczęło się już przed 6 rano, bo zbiórka była na 6.30. W końcu dziś na Blue Hole płynęła tylko firma z pobliskiej wyspy San Pedro i łódka miała o nas zahaczyć. 6.40 a tu nic. Na szczęście spotkaliśmy naszych znajomych (jeszcze z dworca w Chetumal) Finów i okazało się, że oni też na to nurkowanie i że łódka do 7 powinna być. I była. Grupa była spora, koło 30 osób, i spore zamieszanie przy przydziale jacketów i innych przygotowaniach. Ale wszystko w miarę pod kontrolą. Pierwsze zejście było właśnie na Blue Hole: może lekko ponad 40 metrów w dół. Robi wrażenie. Ale niestety nie ma tam zbyt wiele życia i poza zastanawianiem się nad otchłanią w dole, wypatrywaniem rekinów gdzieś pod nami (były!) i skupianiem się by nie zamarznąć niewiele się tam dzieje;) Ale warto.
Kolejne dwa zejścia były na Half Moon Walk i Aquarium. I tam karaibska bajka: fajne rafy, żółwie, płaszczki i masa innych stworzonek, a do tego super ciepła woda. Ten wypad to był bardzo dobry wybór. No i ten lunch na rajskiej wyspie Half Moon Caye. To jedno z dwóch miejsc na świecie gdzie żyją ptaki Booby, poza tym jeszcze na Galapagos, tylko te z Belize mają czerwone stópki, a tamte to nie wiem:( Może Obuszki podpatrzą?;) Te tutejsze wyglądały na całkiem sympatyczne.
karaibskie klimaty
rafa
niewielki kanion
nurek max
nasz divemaster z żółwiem
sam pan żółw
max goni żółwia - max pod wodą wszystko goni;)
kawałek rafy
całkiem ładna rafa
polowanie na płaszczkę (była ogromna!)
pod wodą zawsze jest ok;)
lunchyk był w raju;)
tak właśnie jest na Karaibach - czasami;)
wciąż w raju;)
Cała wyprawa trwała niecałe 12 h, więc dobry, długi dzień. Wieczorem wybraliśmy się na ostatni spacer po Caya Caulker. Chodzenie nocą jest strasznie fajne, bo po pierwsze niebo jest niezwykle rozświetlone gwiazdami, a po drugie wszystko na ziemi się rusza. Pod nogami są dziesiątki krabów, które tylko uciekają gdzieś w krzaki i szeleszczą;) Na kolację zaszliśmy do rewelacyjnej knajpki Rose's Grill, gdzie całe menu leży na grillu: szaszłyk z krewetkami lub kurczakiem, barakuda i tuńczyk. Gril oczywiście jest na ulicy: podchodzisz, wybierasz i potem czeeeekasz... Długo się czeka, ale naprawdę niebo w gębie!
A jutro koniec rajskich morskich klimatów i z samego rana spadamy do Belize City, a potem do Flores w Gwatemali, bo uderzyć potem do kolejnego zakopanego w dżungli miasta - do Tikal. Więc kolejne wieści już pewnie z Gwatemali:)
Te ptaszki na Galapagos maja niebieski stopy. jest ich tam chyba duzo.
OdpowiedzUsuńMy powoli zmierzamy na polnoc. Mam nadzieje niedlugo tz na takie rajskie klimaty jak u Was.
Bawcie sie dobrze!
buzi
Kurna chata, szacun wielki!!! Zdjęcia przepyszne. Teraz wyć mi się chce, że nie pojechaliśmy na Caye Caulker!!! Świetnie, że tam się wybraliście. Pozdro!
OdpowiedzUsuńEwula, u nas koniec raju... Ale chyba trzeba będzie zacząć planować kolejny;)
OdpowiedzUsuńDzio, macie czego żałować!