niedziela, 30 maja 2010

final mapka


Pokaż Mexico - Belize - Guatemala na większej mapie

ech, fajnie było...

sobota, 29 maja 2010

ostatnie godziny, ostatnie minuty...

To już ostatnie minuty w Mexico City. Już spakowani i zaraz wyruszamy na lotnisko:( Nie chce się wyjeżdżać... Ostatnie dwa dni w Mexico City postanowiliśmy sobie podzielić na jeden dzień na Teotihuacán i lenistwo, bo przecież tym razem możemy wyspać się w łóżku:) A drugi dzień na nasze zachcianki: spacery, ostatnie zakupy, może jakieś muzeum?

piątek, 28 maja 2010

czwartek, 27 maja 2010

Mexico City raz jeszcze

Droga do Mexico City jednak była dłuuuuga... 210 km w prawie 6 h. W Nowej Zelandii naszym Jucy Baby zajęłoby nam to około 2 godzin. Tutaj autobusem - prawie sześć. San Cristobal położone jest na ponad 2200 m n.p.m. (niedaleko do naszych Rys;) Palenque, gdzie wylądowaliśmy w dżungli - nie wiem. Bynajmniej to było kilka godzin po górskich serpentynach: góra - dół, prawo - lewo.

wtorek, 25 maja 2010

to było wow!

Nadal w San Cristobal de Las Casas. Ale za chwilę wyruszamy autobusem do Palenque. Tuż po przebudzeniu dzisiejszego ranka zorientowaliśmy się, że nie przestawiliśmy zegarków. I zamiast 6 rano, była już 7. Lepiej późno niż wcale;) Mieliśmy plan porannego spaceru, który niestety musieliśmy skrócić i zaliczyliśmy praktycznie tylko lokalny targ, gdzie zakupiliśmy prowiant na cały dzień: arbuza, ananasa, pomidorki, awokado i świeże tortille. Lokalne targi, nie takie dla turystów, tylko takie dla mieszkańców, to jedne z najfajniejszym miejsc. Są wyjątkowe i można napatrzeć się na takie rzeczy...

z powrotem w Mexico

Już z powrotem w Meksyku. Podobało nam się w Belize i Gwatemali. Podoba nam się tutaj. Trzeba będzie wrócić na dłużej:) Z Folres udaliśmy się luksusowym autobusem, którego się nie wstydzimy w przeciwieństwie do niektórych;) do Gwatemala City. Autobus był genialny: podnóżki, super rozkładane fotele - takie łóżko pod kątem 45 stopni. Dzięki temu, jak dojechaliśmy na 5 rano na obskurny dworzec w Gwatemala City byliśmy całkiem wypoczęci pomimo 8 godzin jazdy.

niedziela, 23 maja 2010

Tikal

Noc we Flores była dość interesująca. Była paskudnie gorąco, więc spaliśmy przy otwartym tarasie, na który wszyscy mają dostęp. Nie sprawdziliśmy czy na pewno nie zmienia się czas więc ja wstałam koło 2 i szukałam na necie lokalnych gazet, które podawały czas. Na szczęście okazało się, że się nie zmienił. Do tego zapomnieliśmy włączyć budzik, więc dobrze, że się tak wcześnie obudziłam. Do północy na pomoście był konkurs skoków, więc był spory hałas. Koło 1 w nocy zaczęła się kąpać grupa turystów. Ale to i tak była fajna noc, w porównaniu do tej co nas czeka - 7 może 8 h w autobusie do Guatemala City. Uderzamy na południe. Tak, tak, Mexico City jest na północ i stamtąd teoretycznie wylatujemy za niecały tydzień. Ale zachciało nam się wejścia na wulkan, więc jeszcze wcisnęliśmy to w nasz program.

fotki z podróży do Gwatemali i pierwszego spotkania z nią



klima działa;)

fotki z Belize City

Jeszcze kilka fotek z klimatycznego Brlize Cityy, które bardzo miło wspominamy.



sobota, 22 maja 2010

kierunek: zachód

Dzień zaczął się bardzo wcześnie. Poranne pakowanie, prysznic - choć pytanie było po co, bo choć było po 6 rano, był kosmiczny upał i jak dotarliśmy do przystani, to byliśmy już mokrzy. Złapaliśmy prom o 7 rano do Belize City. Ostatni rzut oka na magiczne Caya Caulker i nowy kierunek: Gwatemala.

piątek, 21 maja 2010

poczuliśmy Karaiby:)

No i byliśmy na Blue Hole. Ja wygląda z lotu ptaka, wszyscy wiemy, a jak nie wiemy, to wpisujemy w google grafika i już wiemy:) Robi wrażenie. A pod wodą Blue Hole jest deep, jest blue, jest deep blue;) Jest big hole i jeszcze jest całkiem cold, więc powinna nazywać Depp Blue Cold Hole;) Rożnica temperatur między tym kawałkiem nad rafą a już samą ciemną dziurą jest ogromna. Po wpłynięciu z powrotem nad rafę woda tam wydaje się jak w wannie (która zresztą powoli zaczyna mi się marzyć, bo w naszej kabanie rządzi zimny prysznic;)

czwartek, 20 maja 2010

deszcz miał swoje dobre strony

Jak wiało i padało, to przynajmniej ruch powietrza był w naszym domku, a za to nie ruszało się nic pod sufitem - teraz muszki i komary rządzą - czyli są dobre strony złej pogody. Popołudniem wypogodziło się - wyszło nawet słońce, wiatr ucichł i przestało lać. Leniwe popołudnie zaowocowało potwierdzeniem jutrzejszego nurkowania na Blue Hole - w końcu - czekają nas trzy zejścia, rozpisaniem dalszego planu - już na pewno wiemy, że uderzamy do Gwatemali i dobiciem targu z jednym z miejscowych w wiadomym temacie;)

życie na wyspie

Poranna ulewa powstrzymała nas jakąś godzinkę w naszej chatce z wyjściem na śniadanko w polecanej kafejce Amor y cafe, która na swoim stojaczku przed wejściem miała magiczne słowo: latte. Odkąd jesteśmy w tych regionach, to było pierwsze spotkanie z tym słowem. Nawet w naszym hotelu było one obce i zazwyczaj dostawałam paskudą kawę z mlekiem, która raz była zbyt wodnista, innym razem za mocną. Latte na Caya Caulker jest prawdziwym latte. W ogóle śniadanie pycha, pełno ludzi i fajny klimat. Wiadomo już było, że przy takiej pogodzie z porannego nurkowania nici. Na ulicy spotkaliśmy naszego znajomego od nurkowania i umówiliśmy się na popołudnie, bo coś jakby się rozjaśniało...

środa, 19 maja 2010

karaibska burza

W nocy była burza. Straszna burza. Błyski, grzmoty, wiatr i kosmiczna ulewa. Ja takiej burzy nigdy nie widziałam i nie słyszałam. I my w tym naszym małym domku na balach, tuż nad brzegiem... Nie powiem bałam się strasznie, jak burza przechodziła tuż nad nami, bo ta wysepka jest taka mała, że miałam wrażenie, że może nas zmieść pod wodę... Ale mąż był dzielny, przytulił i od razu zaczął chrapać;) Teraz rano znowu grzmi i znowu strasznie wieje. Co znaczy, że z nurkowania dziś chyba będą nici. Chcieliśmy dziś ponurkować na pobliskiej rafie, bo na jutro zapisaliśmy się już na Blue Hole. Podobno wiatr ma się uspokoić. Pogoda jest iście huraganowa... Co prawda mówili nam wczoraj, że zapowiadają właśnie taki silny wiatr i dlatego nurkowania na żadnych dalekich rafach nie będzie, może tylko na tych pobliskich... Ciekawe czy wiedzieli, że będzie taka burza w nocy?

mexico -> belize

No i jesteśmy w Belize. Jest wtorek - chyba... Jesteśmy już na magicznej wyspie Caya Caulker i... na Karaibach wieje i leje. Dotarcie tutaj nie obyło się bez małych przygód.

poniedziałek, 17 maja 2010

hard rock café Chichen Itza

Nie, nie ma tam Hard Rocka, co jednak nie przeszkadza żeby były koszulki;) My friend, almost friend, no friend? Ojej, przebicie się przez ilość amigos z pamiątkami w Chichen Itza w prawie 40 stopniowym upale i w słońcu, jest testem na cierpliwość... No, ale może od początku.

niedziela, 16 maja 2010

to, co maksy lubią najbardziej

Czyli nurkowanie na rafie i nie tylko:) Dzień zaczął się niezwykle wcześnie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę kolację bbq na plaży dnia poprzedniego (miło było) i zbyt wielką ilość tequili u jednej połówki... Ale dzielnie wstaliśmy po piątej i zjedliśmy pseudo śniadanko w naszym lobby barze, który o tej porze oczywiście świecił pustkami. Ale wierzcie nam, o 6 rano jest już tu niezły upał i my mieliśmy ochotę skorzystać już z basenu...

sobota, 15 maja 2010

max smakuje tequilą;)

Jeszcze trochę i Max będzie miał tequilę zamiast krwi. Generalnie pochłania ją w każdej możliwej postaci od rana do wieczora... Ja przy tym upale nie mogę patrzeć na alkohol, ale mąż korzysta z tych luksusów;) Za to korzystam z niezliczonej ilości przysmaków;)

piątek, 14 maja 2010

wanna z jacuzzi na balkonie...

Tak, tak, na serio taką mamy:) Co więcej już z niej korzystaliśmy:) Szczęśliwie, niezwykle zmęczeni, dotarliśmy do naszego hotelu Palladium coś tam coś tam, który jest całkiem luksusowy. I magiczny program luksus za grosze zadziałał:) Myśleliśmy, że to jest rzut beretem od Cancun, a to aż 100 km od lotniska! Na szczęście (tylko i wyłącznie ze względu na dość późny przelot;) miejsce to bardzo różni się od Mexico City: jest czysto, jest porządek, ludzie mówią po angielsku, jeżdżą bialusieńkie taxi i generalnie to ten inny Meksyk - dla Amerykanów i Europejczyków, małe miasta w mieście, tak by nie trzeba było z terenu hotelu wychodzić. Trudno powiedzieć czy ten Meksyk jest lepszy...

kilka fotek z mexico city



garbusy rules

czwartek, 13 maja 2010

głośne, gorące, tłoczne...

Takie właśnie jest Mexico City. Kilka godzin na mieście i padamy. Może też dlatego, że w Polsce zbliża się noc, a tu środek upalnego dnia. Ale generalnie miasto jest pozytywne - głośne, wesołe, kolorowe ... ale po pewnym czasie ma się już go po prostu dość ;) chce się pogodnej i wietrznej plaży, z chłodnym basenem i zimnym piwkiem w dłoni (oczywiście tak klaruje się wizja Maxa;) Ale to już jutro także wszystko układa się idealnie.

środa, 12 maja 2010

bienvenido a mexico:)

No i jesteśmy w Mexico City:) Lot było spokojny, tylko okazało się, że ten na trasie Frankfurt - Mexico City trwa aż 12 godzin, co było raczej niemiłą niespodzianką, bo jakoś nie sprawdziliśmy tego i wydawało nam się, że to będzie pikuś w stylu 7 godzinek. Generalnie podróżowanie bez potwierdzeń rezerwacji, godzin przelotów, adresów jest całkiem fajne;) W Mexico City przywitały nas mokre ulice, ale jest cieplutko, i... immigration - o dziwo zaproszono nas do pokoiku i wyjątkowo wnikliwie sprawdzano nasze paszporty. Ale na szczęście szybko poszło. Wydawałoby się, że Meksyk to kraj, z którego raczej się wyjeżdża, niż do którego wyjątkowo mocno chciałoby się wprowadzić na dłużej, więc kontrola prawie taka, jak w USA też była niespodzianką. Potem taxi autorizado i do hostelu.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

odliczanie...

Pytanie do czego?;) Do soboty czy do wtorku? Pewnie te kilka dni zleje nam się w jeden dłuuuuugi dzień, więc chyba nie ma to większego znaczenia, bo czas strasznie szybko leci, zostały +/- dwa tygodnie, a rzeczy do zrobienia milion. Trasy nadal nie ma. Nadal nie wiem co chcemy... Czy z nurkowaniem w Belize? Czy zahaczyć o Gwatemalę? Ktoś podesłał taki plan i zawrócił nam w głowie;) Pewnie na miejscu się większośc wykluje. Dziś powstał plan by zrobić listę podróżniczą czyli co zapakować, a co jeszcze trzeba zakupić - mam nadzieję, że będzie to mniej problematyczne i czasochłonne niż w zeszłym roku;)

wtorek, 6 kwietnia 2010

... czyli luna de miel:)

Przyszła pora przysiąść nad mapami i przewodnikiem... Po wstępnych analizach znowu okazuje się, że czasu na miejscu będzie za mało... Czyli trzeba będzie maksymalnie wykorzystać każdą słoneczną minutę:) Na początek trochę luksusu, oczywiście nurkowanie, a potem plecaki i w drogę - i jak na razie tyle mamy planu;)