Dziś pobudka była przewidziana na 3.30. Zimny prysznic, szybkie pakowanie plecaków i ruszamy busem do Tikal. Drogi za bardzo nie pamiętamy, bo przysnęliśmy. Obudziliśmy się już przy wjeździe do Parku Narodowego Tikal, gdzie okazało się, że wejście trzeba jeszcze zapłacić - kolejne 150 ichniejszych. Jakoś koleś od bookowania wycieczek nam o tym nie wspomniał... Generalnie wrażenia są takie: Gwatemalczycy przypominają trochę mieszkańców Meksyku - kombinujący spryciarze. Brakuje nam belizyjskiego luzu, uczciwości i radości...
W Tikal zgarnął nas rewelacyjny przewodnik o imieniu Louis. Po runiach Majów chodziliśmy od jakiejś 6.30. Warto tam jechać tak wcześnie, bo raz, że nie ma zbyt wielu ludzi, dwa - do 9 nie czuje się upału. Potem byliśmy totalnie mokrzy. Ale w Tikal jest pięknie. Fajnie jest zrobić ten trip z przewodnikiem, bo ten, na którego my trafiliśmy miał naprawdę super wiedzę i do tego poczucie humoru. Rewelacyjnie mówił też po angielsku. Wspięliśmy się na kilka świątyń i piramid - także na tę najbardziej stromą nr 5. Tikal to kilka ładnych godzin chodzenia. Po drodze poza runami można spotkać także małpki, tarantule, a przy odrobinie szczęścia pumy i jaguary. Tych ostatnich nie widzieliśmy niestety. Zakończyliśmy na Plaza Mayor koło 11 i zmyliśmy się stamtąd pierwszym busem o 12.30.

stary baobab - 150 lat

baby tarantula


wciąż nieodkryta, jedna z wielu











Popołudnie było leniwe: sjesta na hamakach na tarasie, obiad w lokalnej knajpce obok z próbami kareoke w wykonaniu tutejszych dzieci i nadeszła pora na pakowanie i przygotowywanie się do podróży. Mogłabym pracować z takim widokiem, jaki się teraz przede nami roztacza: zachodzące słońce nad jeziorem...
Zamieściliśmy też fotki z wcześniejszych miejsc i etapów podróży w dwóch wcześniejszych postach:)


Zawsze mi się wydawało, że hamak to najfajniejsza rzecz na świecie :-)
OdpowiedzUsuń150 quetzali - byliśmy na to przygotowani, ale na ichniejsze warunki nie jest to tanio. Pierwsze drzewko na Waszych fotach to chyba jednak cotton tree:) Przyznaję, że Tikal jest cool i dobrze mieć przewodnika - my mieliśmy lekko nawiedzonego ćwierć-Maja, który pokazywał nam, jak szukać energii w różnych miejscach miasta, ale opowiadał świetnie. A gdzie spędziliście to popołudnie? My mieliśmy super podróż na pace samochodu policyjnego z przystankami nad jeziorem. AAA! Przez Was chcę tam znowu się udać! Pozdro.
OdpowiedzUsuńDorotka - bo tak jest... Zasypia się jak niemowlę;)
OdpowiedzUsuń