niedziela, 16 maja 2010

to, co maksy lubią najbardziej

Czyli nurkowanie na rafie i nie tylko:) Dzień zaczął się niezwykle wcześnie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę kolację bbq na plaży dnia poprzedniego (miło było) i zbyt wielką ilość tequili u jednej połówki... Ale dzielnie wstaliśmy po piątej i zjedliśmy pseudo śniadanko w naszym lobby barze, który o tej porze oczywiście świecił pustkami. Ale wierzcie nam, o 6 rano jest już tu niezły upał i my mieliśmy ochotę skorzystać już z basenu...



Wyprawa na Isla Cozumel składa się z różnych etapów, ale ponieważ poszliśmy na łatwiznę i załatwiliśmy wszystko w hotelu, to było tak: transfer do Playa del Carmen, prom na wyspę i łódka nurkowa z przystankiem w dive center co by sprzęt skompletować. Była nas tylko czwórka i przewodnik więc tłoku nie było.



Pierwsze zejście było na rafie Santa Rosa Wall i było boskie... Piękna rafa (Wielka Rafa Koralowa jest jednak "ciut" lepsza;) Ale na dzień dobry ogromny żółw, potem podobno barakuda (tak twierdzi Max) i na koniec płaszczka. Może nie było dużo ławic, ale korale były cudne i ten klimat ogromnej pionowej ściany kończącej się gdzieś tam w otchłani... Nawet nie wiemy kiedy zeszliśmy na 38 metrów, tak dobrze się schodziło, że tych przekroczonych 8 w ogóle się nie czuło. Poza tym niesamowite było pływanie w kanionach, czego nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy.









Kolejne nurkowanie, na Felipe Xicotencalt, było naszym pierwszym nurkowaniem wrakowym. No i co tu dużo pisać - spodobało nam się! Trzeba będzie powtórzyć eksplorowanie kupy żelastwa w innym miejscu. Ale z równie ciepłą wodą - jakieś 28 stopni... Bajeczka:)











Upał w Playa del Carmen był nieziemski. Ale ponieważ był plan wypożyczenia samochodu, to dzielnie walczyliśmy z kolejnymi wypożyczalniami, bo szukaliśmy takiej, która pozwoliłaby nam na oddanie samochodu w Chetumal. Niestety na południe najdalej można w Tulum. Więc wypożyczyliśmy w końcu czerwoną strzałę, super wóz, który tylko jeszcze dodaje meksykańskiego uroku;) Strzała nie ma radia, ma problemy z wyjmowanie kluczyka, ale kosztowała 30 dolców za dzień, więc czego chcieć więcej?;) Teraz tylko trzeba ułożyć dobry plan by ją w pełni wykorzystać.





Wieczorem wybraliśmy się na kolację dla nowożeńców, która się okazała spędem (chyba) młodych małżeństw. Jedno danie na około 20-25 minut, 5 dań, czyli 2 h z bańki, to jednak nie nasz sposób na odżywianie się;) Zmęczyliśmy się. Śmieszne było to, że siedzieliśmy przy stoliku z parką z Hiszpanii, która miała ślub tego samego dnia co my, tylko pół godziny wcześniej. A po kolacji nadszedł czas na zasłużony sen...

A teraz już kolejny dzień i trzeba w końcu zabrać się za dalsze plany. Już wiemy na pewno jaki będzie kierunek -> Belize i nurkowanie na Blue Hole. Już prawie wiemy też jak... Bardzo prawie;)

1 komentarz: